sobota, 17 stycznia 2015

Krzysztof Biegun


Dzisiaj będzie o sprawie dosyć delikatnej. Dzień ślubu to jedno wielkie zamieszanie, nie podobne do innych, wywołujący ponadprzeciętne emocje. Podkręceniem atmosfery pałają się głownie przedstawicielki płci pięknej, których konstrukcja psychiczna wyznacza dzień ślubu, jako najważniejszy w życiu. Ich podniecenie udziela się całej okolicy. W aranż najważniejszego dnia zaangażowani są, mniej lub bardziej świadomie wszyscy, którzy stają na drodze Panny Młodej. Zaplanowaniu podlegają spinki do koszuli Pana Młodego, dwutygodniowa prognoza pogody o sprawdzalności 99% oraz kazanie proboszcza. Wszystko musi być pikobello, czy jakoś tak się to piszę. Gorzej jak w misternie ułożony plan w dniu ślubu wkrada się nizapowiedziany punkt powodującego, że cały, misternie ułożony scenariusz najważniejszego dnia i jego realizacja stoją pod znakiem zapytania.

Dalej będzie o tym, że niezapowiedzianym gościem ślubno-weselnym  była pewnego dnia Pani Grypa Żoładkowa.

W tym miejscu, aż prosi się o podkoloryzowanie faktów. O napisanie, o problemach biegunkowych Pani Młodej w trakcie przysięgi w kościele, o plamie na gaciach z przebiciem na suknie z Koniakowa za 20 tysi. Tak pięknie jednak w życiu nie ma :) Blog jest o przygodach Dja weselnego więc dzisiejszy wpis przywoła wspomnienie żołądkowych problemów grajka.

Pewnej kwietniowej soboty dopadła mnie grypa żoładkowa. Kto ją miał, ten wie, że jest to przypadłość paskudna. Zaskakuje człowieka w najmniej pożądanym momencie. Mam się zbierać na wesele, a sił brak. Nauczony doświadczeniem egipskim, postanowiłem stawić czoło temu przebrzydłemu kurewstwu. (o nawet dobrze napisałem kurewstwu, bo mi nie podkreśliło :) Zero jedzenia, minimalnie picia plus piguły na zatrzymanie. Zimny pot na czole i czarne  myśli. Co będzie jak...?! Czarnowidztwo ma w takich sytuacjach swoje pięć minut. Szybka analiza sytuacji i telefon do P, że jedzie ze mną, jako zabezpieczenie sytuacji.

P wspomaga mnie w sprawach logistycznych. Jestem osłabiony. Czeka nas noszenie sprzętu po koszmarnych schodach. Do tego gniazdka bez uziemienia i właściciele ze, wspomnianą w poprzednim wpisie, peerelowską mentalnością. Jak by tego było mało, wesele polsko-włoskie. Międzynarodowe towarzystwo to zawsze wyzwanie dla prowadzącego

Na szczęście w obliczu problemów czarnowidztwo grajka zostaje pokonane przez adrenalinę, przez chęć wywiązania się z umowy, mimo wszystko. P, ku zdziwieniu Młodych, siedzi całe weselu przy stole bez roboty. O sprawie wie tylko Ojciec Pani Młodej. Ludzie przyglądają mi się dziwnie, ale ostatecznie uśmiechają się więc jest dobrze. Makaroniarze ze strony Młodego jak zwykle głośni i mocni w gębie lansują się przy stolikach, mało widać ich na parkiecie. Polacy bawią się przednio. Wesele kończy się sukcesem scenicznym. Krzysztof Biegun poleciał daleko i wylądował pięknym telemarkiem :)

DJ Bydgoszcz

środa, 11 czerwca 2014

Kilka groszy ode mnie

W niedawnym plebiscycie piosenką 25 lecia (tego po 1989), został utwór Kazika - "12 groszy". Autor tekstu wytyka wszelkie patologie ówczesnej po peperelowskiej rzeczywistości. Dostaje się po głowie zarówno policji, jak i mafii. Politycy, lekarze i żołnierze, wszyscy na cenzurowanym.

W związku ze wspomnieniem tej zacnej kompozycji, również autorowi tego bloga uzbierało się kilka drobnych do rozdania. Kilkanaście lat w branży powoduje, że człowiek jakoś inaczej spogląda na to wszystko. Doświadczenie różnych sytuacji powoduje, że pewne rzeczy, które kiedyś przechodziły, teraz nie przejdą.

Najpierwszy grosik wrzucimy władzy. Kierownikom, kierowniczkom i tym co na górze hierarchii. Tym co nos zadarty noszą. Co pozjadali wszelkie mądrości tego świata. Przyjeżdżam do lokalu, witam się grzecznie, to fukną coś na boku w ramach przyjaznego powitania. Potem puszą się przez całą imprezę. Wyznaczają przebieg pracy. Dyktują swoje zasady. Tak, to do was nadęte poperelowskie kwoki. To do was jebnięte menedżery, co za trzy koła pensji, zatracacie swoje człowieczeństwo, besztając wszystkich i wszystko. Dać takim trochę władzy, choćby nad kelnerami, to wnet pokażą swoją prawdziwą twarz. Trochę pokory szmaciarze. Dzisiaj jesteście na górze, jutro możecie być na dole. Trzeba szanować każdego człowieka. Mówić dzień dobry mijanej sprzątaczce. Podziękować za pomoc stróżowi. Uśmiechnąć się do kelnerki, która ciężko zapierdala całą noc.

Drugi grosik dla tych co w robocie, razem ze mną, co na usługach. Zamiast współpracować to wywyższają swoje indywiduum. Te gwiazdy ze spalonego teatru. Artyści co im trzeba kłaniać się i dywan rozwijać. Ci są jebnięci po stokroć. Nieco mniej jebnięci są te zwykłe obszczymury weselne co jadą w szarej, na pożyczonym. Oni są po prostu głupi, często nie wychowani. Wpierdalają wszystko co na stole, jakby tydzień nie jedli. Mają pretensje, że zupa za słona. Odbierają fona podczas pierwszego tańca. Domagają się wódy i wyprawki nad ranem.

Trzeci dla toksycznych klientów. Tych coraz więcej. W zaślubiny idzie pokolenie Czarnobyla, urodzeni po 1986 roku. Tym się popierdoliło totalnie. Wszystko im się należy. Wszyscy dla nich są służbą. Gówno wiedzą, gówno osiągnęli w swoim życiu, nie zhańbili się ciężką pracą, próbują mnie ustawić do kąta  Są królami dżungli, często dzięki pieniądzom swoich rodziców. Oni wiedzą najlepiej jaki trzeci utwór zagrać i co powiedzieć o 22,22. Wielki i gruby chuj wam w dupę!



Do dwunastu groszy brakuje jeszcze dziewięciu. Na teraz wystarczy. Jak mnie coś jeszcze wkurzy w trakcie sezonu weselnego, to dorzucę do ogródka.

Dla równowagi, mile wspominam te wspaniałe kierowniczki, mamuśki takie :) Przywitają uśmiechem, na wejściu zaproponują coś zimnego do picia lub kawę. Do rany przyłóż, pająka by nie zabiły, a do drugiego człowieka odnoszą się z szacunkiem, niezależnie od stanowiska, czy zasobności portfela. Takich ludzi cenię, nie zmienia ich hajs, ani stanowisko. Pozostają ludźmi w każdej sytuacji.

Osobne ukłony dla współbraci z branży, którzy dzielnie i godnie pchają wózek prywatnej działalności. Co im sodówka nie strzeliła do głowy.  Zawsze znajdą miłe słowo, a zarazem unikają sztucznych pochlebstw i wazeliniarstwa. Tych wchodzących w dupę, słodkopierdzących jest cała masa.

Gorące uśmiechy dla normalnych klientów. Otwartych i miłych ludzi. Dla tych co ufają, że wykonasz swoją pracę solidnie. Dają kredyt zaufania, który starasz się spłacić do ostatniego grosza, do ostatniej sekundy prowadzonej imprezy. Dla tych pełne poświęcenie i pasja.

DJ Bydgoszcz


piątek, 30 maja 2014

Seks z didżejem

Sytuacja jest zawsze około alkoholowa. Dookólna wesołość, przeradza się w gadatliwość, a potem w odważność :) , później są już mniej przyjemne stany, złośliwość i agresja. Może coś pominąłem, nieważne. Nie pominąłem na pewno pewnego miłego wspomnienia.

Wesele napierdala, aż miło. Wszystko idzie zgodnie z planem. Na horyzoncie piękna blondynka, mój typ. Na horyzoncie też nocleg w związku z granymi nazajutrz poprawinami. Atmosfera podkręcona na maksa. Wóda leja się prawie po mikserze. Przychodzą, żebym wypił za zdrowie młodych, to piję. Dużo szybkich utworów. Na życzenie blondyny Bryan, czy jak mu tam, Adams "Have you really loves a women".

Wodzirej pełną gębą, zaśpiewa i zatańczy, więc popłynęlim walczykiem. Mega płynięcie odróżnia się tym, że czujesz się jak master of puppets, król dżungli inaczej. Czujesz tą moc i siłę jak Benito Mussolini, metr pięćdziesiąt w kapeluszu, porywa tłumy. I tak też było, w tej małej mieścinie. To była ta impreza, że tańczyli jak zagrałem, nie inaczej. A nie zawsze tak bywa.

Wesele zakończyło się pełnym sukcesem scenicznym. Brawa, jeszcze jeden, jeszcze dwa. Ale tego było mało. Dziękuję Państwu, czas poprawić. Poprawianie zaczęło się minutę po zakończeniu wesela. Bardzo gościnny hotel, uraczył nas możliwością całorannej biesiady. Co żeśmy wykorzystali po stokroć.

Poprawianie rozpoczęliśmy od pokoju, powiedzmy nr 3. Tam zebrana gawiedź odśpiewała wszelkie pieśni weselne. Potem powędrowałem do pokoju, powiedzmy nr 6. Tam blondynka, ta od B.Adamsa, zaproponowała mi wymianę koszulek. A, że byłem już na nowej, jedynej drodze życia, wypierdoliłem stamtąd, ze szczeniackim"ja już muszę iść". Amen.



niedziela, 18 maja 2014

E jak equalizer

Wracając do systematyki alfabetycznej, tudzież literowej, czas na literkę E. "Ejjjj, weź zagraj", częsty pijacki tekst podczas imprez, mogłoby stanowić kanwę tegoż wpisu. Jedak E, kieruje mnie w kierunku nazwy bloga, equalizer. Wikipedia podpowiada, że equalizer to zestaw suwaków, który pozwala na podbijanie lub tłumienie pewnych pasm muzyki. Tłumacząc, chodzi oto, że można sobie coś w muzyce uwypuklić lub coś umniejszyć. Equalizer w wersji zminimalizowanej ogranicza się najczęściej do wyboru między treble, a bass. Equalizer, wersja rozbudowana, to około 10 suwaków. Regulacji podlegają wtedy zarówno pasma góry, sopranów, środka, jak i dołu czyli basów. Nawiązując do mojego ulubionego instrumentu perkusji, albo chcesz żeby "cykał" talerz, csyyy csyyy, csyyy, albo preferujesz basową "stopę" lub  niski dźwięk kotła, bummm, bummm, bummm. Większość ma w nosie (uchu) czy cyka, czy dudni. Nie rozróżnia, ustawia wszystko na równo, albo fabrycznie, jak producent przykazał. Znam fanów sopranów, którzy rozpływają się w klarowności, przejrzystości dźwięków. Znam też fanów basów, najczęściej są młodsi ode mnie.

Z racji zamiłowanie hard 'n heavy preferuję basy. Żywa sekcja rytmiczna, współpraca basu i perkusji, to piękna sprawa. Mam kumpla, też lubi hard, ale woli soprany. Nie ma zasady. Z mijającym wiekiem, a obchodziłem właśnie swoje naste, bycze urodziny, preferuję clear. Musi być czysto, sopranowo i basowo. Zniekształcenia, przestery są nie mile widziane (słyszane). Człowiek starzeje się i jest wybredny. Wiele słyszał i marudzi, jak nie brzmi. Chodź z tym słyszeniem to raczej nie jest jak kiedyś. W tej profesji zniekształcenia słuchu to tzw. ryzyko zawodowe. Sporo godzin pod "obstrzałem" basów i sopranów, daje się we znaki. "Panie, ale Pan napierdalasz, ścisz to!" - to głosy starszych. Dochodzi do tego, że odłączą ci kabel. Młodzi z kolei pokazują, charakterystyczny gest przekręcenia gałki potencjometru, oznaczający "zrób głośniej, kurwa". Ci bardziej upierdliwi podchodzą wtedy do miksera i kręcą gałkami.

Drogi gościu nie dotykaj miksera, nie kręć gałkami, bo poczęstuję cię tępym nożem, co żem go wziął z kuchni . Nie dotykaj też kabli, bo cię popieści 220 i po co ci to. Zaufaj equalizerowi :0



DJ Bydgoszcz


środa, 14 maja 2014

Naszych biją

Sytuacja tego typu. Wesele "na działkach" w pobliżu Bydgoszczu :) Pani Młoda miejscowa, Pan Młody Ślązak. Wszystko ładnie, pięknie i powabnie, ale tylko na początku. Po kilku kielichach, pierwsze zaczepne spojrzenia. Mało. Alkohol leje się strumieniami, trzeba przejść do czynów. Około 22 szturchnięcia, i uderzenia z tzw. bara. Mało. O 23 epicentrum wydarzeń.

"Ustawiając" kolejny utwór, widzę na horyzoncie parę "moczymordów", niczym dwa koguty, na przeciwko siebie stykają się czołami. Ręce jeszcze opuszczone, trwa corrida na czoła. Próby rozłączenia  nie dają rezultatów. Taniec czas zacząć! Lecą pierwsze ciosy. Koszule "wyłażą" ze spodni. Sapanie i kotłowanina. Sytuacja niespodziewanie komplikuje się gdy, ci jeszcze niedawni rozjemcy, sami stają do walki. Z dwóch, robi się czterech. Potem w tany idą też białogłowy, a co tam, jak wesele to wesele. Festiwal ciosów obejmuje teraz gryzienie, ciągnięcie za włosy i tzw. liście. Po minucie leje się całe towarzystwo. Pomorze kontra Śląsk. Za WKS za GKS, a może za darmo. Nikt już nie jest w stanie ustalić o co poszło.



Jedno jest pewne, wesele właśnie zostało "rozpierdzielone". Ci, co mieli być na drugim planie, wyszli na pierwszy. Atmosfera miłości i święta przegrała z niebezpiecznym miksem alkoholu i testosteronu. Witamy w Polsce!

DJ Bydgoszcz

wtorek, 22 kwietnia 2014

Burakozłodziej

Wątek złodziejstwa doczekał się już trzeciego wpisu. Tym razem będzie o tym jak goście jumają moje gadżety. Na imprezy przywożę nagłośnienie, oświetlenie i kilometr kabli itp. Oprócz tego taszczę ze sobą dwie walizki rekwizytów. Peruki, kapelusze, śmieszne okulary i takie tam. Co roku pojawiają się nowe pomysły, a więc i nowe gadżety. Do zakupów związanych z nowymi pomysłami dochodzi uzupełnienie braków. Braki powstają z dwóch przyczyn. Pierwsza to moje przeoczenie, kiedy to pakuję sprzęt i nie zauważę pozostawionego gdzieś na sali gadżetu. Drugim, częstszym powodem jest przywłaszczenie sobie gadżetu przez jakiegoś burakozłodzieja.

Burakozłodziej to stworzenie prostej konstrukcji. Pisząc dosadnie, ma wyjebane na wszystkich i wszystko. Najczęściej spotykana odmiana burakozłodzieja charakteryzuje się przerostem karku nad mózgiem. Spojrzysz na takiego i wiesz, że człowiek pochodzi od małpy. Przerost taki spotęgowany dużą dawką alkoholu we krwi może stanowić mieszankę wybuchową. Przykład kradzieży kasy przez jednego z gości weselnych to najbardziej dorodny przedstawiciel tego gatunku, wersja hard. Dominuje jednak wersja soft.

Wersja soft zaprezentowana została podczas jednego z wesel, a precyzyjniej rzecz ujmując poprawin. Po bardzo przyjemnym weselnym zabawianiu,  przyszedł czas poprawin. Poprawianie często bywa męczarnią dla prowadzącego i zmęczonych gości. Rzadziej są też takie, które wypadają lepiej niż wesele. Te podczas których doszło do opisywanego zdarzenia, mieszczą się gdzieś po środku. Była zabawa, ale bez szału. Goście bawili się podczas piosenki K.A.S.A - "Macho". Należy wspomnieć, że jest to jedna z ulubionych piosenek burakozłodzieja. Podczas tego numeru przekazuję gościom kapelusze sombrero. Są one duże czerwone. Podobają się do tego stopnia, że goście paradują w nich jeszcze przez dłuższy czas. Robią sobie zdjęcia, molestują je wyginając w styl kowbojski, rzucają ala ringo i inne tego typu pomysły.

Na wspomnianej imprezie burakozłodziej przechadzał się w sombrero niczym król dżungli, powodując uznanie pomniejszych cwaniaczków. Tak się przechadzał, aż zawędrował do podstawionego autobusu. Wesoły autobus zanim odjechał, minęło sporo czasu. Zebrać całą pijacką ekipę nie jest łatwo. Tym razem trwało to jeszcze dłużej. Pomny wcześniejszych ubytków na imprezach, postanowiłem, że nie odpuszczę. Brakowało jednego sombrero. Krótki komunikat w kierunku przemiłej Pary Młodej rozpoczął poszukiwania. Najpierw po dobroci. Niczym kierownik wycieczki na czele autobusu zapytali, czy ktoś przez przypadek nie przywłaszczył sobie kapelusza. Nikt nie odpowiedział. Amba fatima było i ni ma, czy jak to się mówi/piszę.

Młodzi jednak podobnie jak ja namierzyli burakozłodzieja. Zaczęło się przeszukanie jego bagaży, które na oczach kilkudziesięciu gości odkryło zgubę. Z jednej z toreb podróżnych wyłoniło się zwinięte wielkie czerwone sombrero. Mount Everest wstydu i głupoty!

DJ Bydgoszcz


.


piątek, 18 kwietnia 2014

Uwaga złodziej! Część 2.

Stereotypowe powiedzenie brzmi: "Polak to pijak i złodziej". Dużo w nim przesady. Na imprezach okazuje się, że coś jest na rzeczy. Taka oto sytuacja Panie i Panowie.

Wesele w małej, kameralnej restauracji. Ani najlepszej, ani najgorszej. Publika też tak po środku z zabawą i obyczajami. Wśród nich jedna czarna zabłąkana owieczka. Taka co nie idzie zgodnie ze stadem, nie słucha pasterza, tylko na boku lubi robić swoje fiki miki. Zamiast się weselić, okrada Parę Młodą. Kilka godzin wcześniej, w sąsiedztwie świętych obrazów, składa najszczersze życzenia by potem dorobić sobie troszku.

Kelnerki z niepokojem obserwowały jegomościa dreptającego w tą i  z powrotem. Szumiąca gorzałka zniekeształcała ruchy, a odchylona marynarka zdradzała niecny proceder. Wszystko poszło by w niepamięć gdyby gość zachował umiar, ale kiedy raz się udało trzeba spróbować ponownie. Efekt mili Państwo imponujący. Wstyd przeogromny!

Zaalarmowana przez obsługę Para Młoda nerwowo opuściła lokal. Co się okazało. W pobliskim rowie zaproszony gość uzbierał kilkanaście butelek różnej maści alkoholi. Wódka, wino, whiskey. Para Młoda wyprosiła go z wesela. Pozostał niesmak i popsuta atmosfera.

Do zacytowanego powiedzenia, można dodać inne. "W każdej bajce (powiedzeniu) jest trochę prawdy".

DJ Bydgoszcz