środa, 11 czerwca 2014

Kilka groszy ode mnie

W niedawnym plebiscycie piosenką 25 lecia (tego po 1989), został utwór Kazika - "12 groszy". Autor tekstu wytyka wszelkie patologie ówczesnej po peperelowskiej rzeczywistości. Dostaje się po głowie zarówno policji, jak i mafii. Politycy, lekarze i żołnierze, wszyscy na cenzurowanym.

W związku ze wspomnieniem tej zacnej kompozycji, również autorowi tego bloga uzbierało się kilka drobnych do rozdania. Kilkanaście lat w branży powoduje, że człowiek jakoś inaczej spogląda na to wszystko. Doświadczenie różnych sytuacji powoduje, że pewne rzeczy, które kiedyś przechodziły, teraz nie przejdą.

Najpierwszy grosik wrzucimy władzy. Kierownikom, kierowniczkom i tym co na górze hierarchii. Tym co nos zadarty noszą. Co pozjadali wszelkie mądrości tego świata. Przyjeżdżam do lokalu, witam się grzecznie, to fukną coś na boku w ramach przyjaznego powitania. Potem puszą się przez całą imprezę. Wyznaczają przebieg pracy. Dyktują swoje zasady. Tak, to do was nadęte poperelowskie kwoki. To do was jebnięte menedżery, co za trzy koła pensji, zatracacie swoje człowieczeństwo, besztając wszystkich i wszystko. Dać takim trochę władzy, choćby nad kelnerami, to wnet pokażą swoją prawdziwą twarz. Trochę pokory szmaciarze. Dzisiaj jesteście na górze, jutro możecie być na dole. Trzeba szanować każdego człowieka. Mówić dzień dobry mijanej sprzątaczce. Podziękować za pomoc stróżowi. Uśmiechnąć się do kelnerki, która ciężko zapierdala całą noc.

Drugi grosik dla tych co w robocie, razem ze mną, co na usługach. Zamiast współpracować to wywyższają swoje indywiduum. Te gwiazdy ze spalonego teatru. Artyści co im trzeba kłaniać się i dywan rozwijać. Ci są jebnięci po stokroć. Nieco mniej jebnięci są te zwykłe obszczymury weselne co jadą w szarej, na pożyczonym. Oni są po prostu głupi, często nie wychowani. Wpierdalają wszystko co na stole, jakby tydzień nie jedli. Mają pretensje, że zupa za słona. Odbierają fona podczas pierwszego tańca. Domagają się wódy i wyprawki nad ranem.

Trzeci dla toksycznych klientów. Tych coraz więcej. W zaślubiny idzie pokolenie Czarnobyla, urodzeni po 1986 roku. Tym się popierdoliło totalnie. Wszystko im się należy. Wszyscy dla nich są służbą. Gówno wiedzą, gówno osiągnęli w swoim życiu, nie zhańbili się ciężką pracą, próbują mnie ustawić do kąta  Są królami dżungli, często dzięki pieniądzom swoich rodziców. Oni wiedzą najlepiej jaki trzeci utwór zagrać i co powiedzieć o 22,22. Wielki i gruby chuj wam w dupę!



Do dwunastu groszy brakuje jeszcze dziewięciu. Na teraz wystarczy. Jak mnie coś jeszcze wkurzy w trakcie sezonu weselnego, to dorzucę do ogródka.

Dla równowagi, mile wspominam te wspaniałe kierowniczki, mamuśki takie :) Przywitają uśmiechem, na wejściu zaproponują coś zimnego do picia lub kawę. Do rany przyłóż, pająka by nie zabiły, a do drugiego człowieka odnoszą się z szacunkiem, niezależnie od stanowiska, czy zasobności portfela. Takich ludzi cenię, nie zmienia ich hajs, ani stanowisko. Pozostają ludźmi w każdej sytuacji.

Osobne ukłony dla współbraci z branży, którzy dzielnie i godnie pchają wózek prywatnej działalności. Co im sodówka nie strzeliła do głowy.  Zawsze znajdą miłe słowo, a zarazem unikają sztucznych pochlebstw i wazeliniarstwa. Tych wchodzących w dupę, słodkopierdzących jest cała masa.

Gorące uśmiechy dla normalnych klientów. Otwartych i miłych ludzi. Dla tych co ufają, że wykonasz swoją pracę solidnie. Dają kredyt zaufania, który starasz się spłacić do ostatniego grosza, do ostatniej sekundy prowadzonej imprezy. Dla tych pełne poświęcenie i pasja.

DJ Bydgoszcz


piątek, 30 maja 2014

Seks z didżejem

Sytuacja jest zawsze około alkoholowa. Dookólna wesołość, przeradza się w gadatliwość, a potem w odważność :) , później są już mniej przyjemne stany, złośliwość i agresja. Może coś pominąłem, nieważne. Nie pominąłem na pewno pewnego miłego wspomnienia.

Wesele napierdala, aż miło. Wszystko idzie zgodnie z planem. Na horyzoncie piękna blondynka, mój typ. Na horyzoncie też nocleg w związku z granymi nazajutrz poprawinami. Atmosfera podkręcona na maksa. Wóda leja się prawie po mikserze. Przychodzą, żebym wypił za zdrowie młodych, to piję. Dużo szybkich utworów. Na życzenie blondyny Bryan, czy jak mu tam, Adams "Have you really loves a women".

Wodzirej pełną gębą, zaśpiewa i zatańczy, więc popłynęlim walczykiem. Mega płynięcie odróżnia się tym, że czujesz się jak master of puppets, król dżungli inaczej. Czujesz tą moc i siłę jak Benito Mussolini, metr pięćdziesiąt w kapeluszu, porywa tłumy. I tak też było, w tej małej mieścinie. To była ta impreza, że tańczyli jak zagrałem, nie inaczej. A nie zawsze tak bywa.

Wesele zakończyło się pełnym sukcesem scenicznym. Brawa, jeszcze jeden, jeszcze dwa. Ale tego było mało. Dziękuję Państwu, czas poprawić. Poprawianie zaczęło się minutę po zakończeniu wesela. Bardzo gościnny hotel, uraczył nas możliwością całorannej biesiady. Co żeśmy wykorzystali po stokroć.

Poprawianie rozpoczęliśmy od pokoju, powiedzmy nr 3. Tam zebrana gawiedź odśpiewała wszelkie pieśni weselne. Potem powędrowałem do pokoju, powiedzmy nr 6. Tam blondynka, ta od B.Adamsa, zaproponowała mi wymianę koszulek. A, że byłem już na nowej, jedynej drodze życia, wypierdoliłem stamtąd, ze szczeniackim"ja już muszę iść". Amen.



niedziela, 18 maja 2014

E jak equalizer

Wracając do systematyki alfabetycznej, tudzież literowej, czas na literkę E. "Ejjjj, weź zagraj", częsty pijacki tekst podczas imprez, mogłoby stanowić kanwę tegoż wpisu. Jedak E, kieruje mnie w kierunku nazwy bloga, equalizer. Wikipedia podpowiada, że equalizer to zestaw suwaków, który pozwala na podbijanie lub tłumienie pewnych pasm muzyki. Tłumacząc, chodzi oto, że można sobie coś w muzyce uwypuklić lub coś umniejszyć. Equalizer w wersji zminimalizowanej ogranicza się najczęściej do wyboru między treble, a bass. Equalizer, wersja rozbudowana, to około 10 suwaków. Regulacji podlegają wtedy zarówno pasma góry, sopranów, środka, jak i dołu czyli basów. Nawiązując do mojego ulubionego instrumentu perkusji, albo chcesz żeby "cykał" talerz, csyyy csyyy, csyyy, albo preferujesz basową "stopę" lub  niski dźwięk kotła, bummm, bummm, bummm. Większość ma w nosie (uchu) czy cyka, czy dudni. Nie rozróżnia, ustawia wszystko na równo, albo fabrycznie, jak producent przykazał. Znam fanów sopranów, którzy rozpływają się w klarowności, przejrzystości dźwięków. Znam też fanów basów, najczęściej są młodsi ode mnie.

Z racji zamiłowanie hard 'n heavy preferuję basy. Żywa sekcja rytmiczna, współpraca basu i perkusji, to piękna sprawa. Mam kumpla, też lubi hard, ale woli soprany. Nie ma zasady. Z mijającym wiekiem, a obchodziłem właśnie swoje naste, bycze urodziny, preferuję clear. Musi być czysto, sopranowo i basowo. Zniekształcenia, przestery są nie mile widziane (słyszane). Człowiek starzeje się i jest wybredny. Wiele słyszał i marudzi, jak nie brzmi. Chodź z tym słyszeniem to raczej nie jest jak kiedyś. W tej profesji zniekształcenia słuchu to tzw. ryzyko zawodowe. Sporo godzin pod "obstrzałem" basów i sopranów, daje się we znaki. "Panie, ale Pan napierdalasz, ścisz to!" - to głosy starszych. Dochodzi do tego, że odłączą ci kabel. Młodzi z kolei pokazują, charakterystyczny gest przekręcenia gałki potencjometru, oznaczający "zrób głośniej, kurwa". Ci bardziej upierdliwi podchodzą wtedy do miksera i kręcą gałkami.

Drogi gościu nie dotykaj miksera, nie kręć gałkami, bo poczęstuję cię tępym nożem, co żem go wziął z kuchni . Nie dotykaj też kabli, bo cię popieści 220 i po co ci to. Zaufaj equalizerowi :0



DJ Bydgoszcz


środa, 14 maja 2014

Naszych biją

Sytuacja tego typu. Wesele "na działkach" w pobliżu Bydgoszczu :) Pani Młoda miejscowa, Pan Młody Ślązak. Wszystko ładnie, pięknie i powabnie, ale tylko na początku. Po kilku kielichach, pierwsze zaczepne spojrzenia. Mało. Alkohol leje się strumieniami, trzeba przejść do czynów. Około 22 szturchnięcia, i uderzenia z tzw. bara. Mało. O 23 epicentrum wydarzeń.

"Ustawiając" kolejny utwór, widzę na horyzoncie parę "moczymordów", niczym dwa koguty, na przeciwko siebie stykają się czołami. Ręce jeszcze opuszczone, trwa corrida na czoła. Próby rozłączenia  nie dają rezultatów. Taniec czas zacząć! Lecą pierwsze ciosy. Koszule "wyłażą" ze spodni. Sapanie i kotłowanina. Sytuacja niespodziewanie komplikuje się gdy, ci jeszcze niedawni rozjemcy, sami stają do walki. Z dwóch, robi się czterech. Potem w tany idą też białogłowy, a co tam, jak wesele to wesele. Festiwal ciosów obejmuje teraz gryzienie, ciągnięcie za włosy i tzw. liście. Po minucie leje się całe towarzystwo. Pomorze kontra Śląsk. Za WKS za GKS, a może za darmo. Nikt już nie jest w stanie ustalić o co poszło.



Jedno jest pewne, wesele właśnie zostało "rozpierdzielone". Ci, co mieli być na drugim planie, wyszli na pierwszy. Atmosfera miłości i święta przegrała z niebezpiecznym miksem alkoholu i testosteronu. Witamy w Polsce!

DJ Bydgoszcz

wtorek, 22 kwietnia 2014

Burakozłodziej

Wątek złodziejstwa doczekał się już trzeciego wpisu. Tym razem będzie o tym jak goście jumają moje gadżety. Na imprezy przywożę nagłośnienie, oświetlenie i kilometr kabli itp. Oprócz tego taszczę ze sobą dwie walizki rekwizytów. Peruki, kapelusze, śmieszne okulary i takie tam. Co roku pojawiają się nowe pomysły, a więc i nowe gadżety. Do zakupów związanych z nowymi pomysłami dochodzi uzupełnienie braków. Braki powstają z dwóch przyczyn. Pierwsza to moje przeoczenie, kiedy to pakuję sprzęt i nie zauważę pozostawionego gdzieś na sali gadżetu. Drugim, częstszym powodem jest przywłaszczenie sobie gadżetu przez jakiegoś burakozłodzieja.

Burakozłodziej to stworzenie prostej konstrukcji. Pisząc dosadnie, ma wyjebane na wszystkich i wszystko. Najczęściej spotykana odmiana burakozłodzieja charakteryzuje się przerostem karku nad mózgiem. Spojrzysz na takiego i wiesz, że człowiek pochodzi od małpy. Przerost taki spotęgowany dużą dawką alkoholu we krwi może stanowić mieszankę wybuchową. Przykład kradzieży kasy przez jednego z gości weselnych to najbardziej dorodny przedstawiciel tego gatunku, wersja hard. Dominuje jednak wersja soft.

Wersja soft zaprezentowana została podczas jednego z wesel, a precyzyjniej rzecz ujmując poprawin. Po bardzo przyjemnym weselnym zabawianiu,  przyszedł czas poprawin. Poprawianie często bywa męczarnią dla prowadzącego i zmęczonych gości. Rzadziej są też takie, które wypadają lepiej niż wesele. Te podczas których doszło do opisywanego zdarzenia, mieszczą się gdzieś po środku. Była zabawa, ale bez szału. Goście bawili się podczas piosenki K.A.S.A - "Macho". Należy wspomnieć, że jest to jedna z ulubionych piosenek burakozłodzieja. Podczas tego numeru przekazuję gościom kapelusze sombrero. Są one duże czerwone. Podobają się do tego stopnia, że goście paradują w nich jeszcze przez dłuższy czas. Robią sobie zdjęcia, molestują je wyginając w styl kowbojski, rzucają ala ringo i inne tego typu pomysły.

Na wspomnianej imprezie burakozłodziej przechadzał się w sombrero niczym król dżungli, powodując uznanie pomniejszych cwaniaczków. Tak się przechadzał, aż zawędrował do podstawionego autobusu. Wesoły autobus zanim odjechał, minęło sporo czasu. Zebrać całą pijacką ekipę nie jest łatwo. Tym razem trwało to jeszcze dłużej. Pomny wcześniejszych ubytków na imprezach, postanowiłem, że nie odpuszczę. Brakowało jednego sombrero. Krótki komunikat w kierunku przemiłej Pary Młodej rozpoczął poszukiwania. Najpierw po dobroci. Niczym kierownik wycieczki na czele autobusu zapytali, czy ktoś przez przypadek nie przywłaszczył sobie kapelusza. Nikt nie odpowiedział. Amba fatima było i ni ma, czy jak to się mówi/piszę.

Młodzi jednak podobnie jak ja namierzyli burakozłodzieja. Zaczęło się przeszukanie jego bagaży, które na oczach kilkudziesięciu gości odkryło zgubę. Z jednej z toreb podróżnych wyłoniło się zwinięte wielkie czerwone sombrero. Mount Everest wstydu i głupoty!

DJ Bydgoszcz


.


piątek, 18 kwietnia 2014

Uwaga złodziej! Część 2.

Stereotypowe powiedzenie brzmi: "Polak to pijak i złodziej". Dużo w nim przesady. Na imprezach okazuje się, że coś jest na rzeczy. Taka oto sytuacja Panie i Panowie.

Wesele w małej, kameralnej restauracji. Ani najlepszej, ani najgorszej. Publika też tak po środku z zabawą i obyczajami. Wśród nich jedna czarna zabłąkana owieczka. Taka co nie idzie zgodnie ze stadem, nie słucha pasterza, tylko na boku lubi robić swoje fiki miki. Zamiast się weselić, okrada Parę Młodą. Kilka godzin wcześniej, w sąsiedztwie świętych obrazów, składa najszczersze życzenia by potem dorobić sobie troszku.

Kelnerki z niepokojem obserwowały jegomościa dreptającego w tą i  z powrotem. Szumiąca gorzałka zniekeształcała ruchy, a odchylona marynarka zdradzała niecny proceder. Wszystko poszło by w niepamięć gdyby gość zachował umiar, ale kiedy raz się udało trzeba spróbować ponownie. Efekt mili Państwo imponujący. Wstyd przeogromny!

Zaalarmowana przez obsługę Para Młoda nerwowo opuściła lokal. Co się okazało. W pobliskim rowie zaproszony gość uzbierał kilkanaście butelek różnej maści alkoholi. Wódka, wino, whiskey. Para Młoda wyprosiła go z wesela. Pozostał niesmak i popsuta atmosfera.

Do zacytowanego powiedzenia, można dodać inne. "W każdej bajce (powiedzeniu) jest trochę prawdy".

DJ Bydgoszcz

piątek, 11 kwietnia 2014

Uwaga złodziej!!! (uwaga wulgaryzmy)

Nagle na sali zrobiło się straszne zamieszanie. Pijani goście gestykulowali zawzięcie. Obsługa lokalu zapaliła wszystkie światła. Po sali rozległo się głośne: "Zajebię go". Wtedy mocno zdziwiony zastanawiałem się: kogo, za co, po co. Było już mocno po północy. Krzyki, płacz i pijański bełkot mieszały się ze sobą. Nieważna stała się muzyka i dj, nieważne stało się wszystko. Na pierwszy plan wyszły wzajemne pretensje i animozje. Zaciśnięte pięści, twarze wykrzywione grymasem.

Ruszyły poszukiwania. Nerwowe sprawdzanie zawartości torebek. Kontrola kieszeni. "Po co go kurwa zaprosiłaś"?! Atmosfera "gęstniała" z minuty na minutę. Ktoś z tych trzeźwiejszych wykrzyknął, "sprawdźcie pokój małżeński". Za chwilę: "Kurwa nie ma kopert"!!! Pierwsza szarpanina, dalsze nerwowe poszukiwania. Po kilkunastu minutach policja na sali. "Proszę nie krzyczeć, czy ktoś tu jest trzeźwy"? Nie chciałem mieć z tym nic wspólnego. W pośpiechu "zwijałem sprzęt".


Żeby nie wdawać się w szczegóły kto co i gdzie, wyjaśnię pokrótce. Jeden z gości weselnych, pisząc dosadnie, opierdolił całe wesele. Zniknęły koperty z pokoju pary młodej, komórki i portfele gości. W pościgu za delikwentem ruszyły taksówki i radiowozy.

...a miał być to ich najpiękniejszy dzień w życiu.

czwartek, 10 kwietnia 2014

Wandale! "A kto to widział, że to my"?

W kolejnym poście odejdę od systematyki alfabetycznej, wspominając wydarzenie z wesela w okolicach Inowrocławia. Było to sporo lat temu. Nie pamiętam przebiegu wesela, pary młodej itd. W pamięci jednak na zawsze zapadnie mi jedno wydarzenie.

Zbliżał się koniec wesela. Myślę, ze mogło być około 4 nad ranem. Do tej pory wszystko przebiegało pomyślnie. Zgodnie z umową mieliśmy kończyć zabawę, ale jak to z zakończeniami czasem bywa, są przekładane przez podchmielonych gości. Tak było i wtedy. "Jeszcze jeden, jeszcze jeden" - rozległo się już po raz kolejny. Atmosfera była dobra więc towarzystwo rozbujało się do jakiegoś "wykańczacza". Takim mianem określam dynamiczny utwór mające za zadanie odebrać resztki sił liderom parkietu. "Prawy do lewego", publika szalała na parkiecie. Jedna z par szalała niebezpiecznie blisko, coraz bliżej i trach pach. 30 kg kolumna basowa została wywrócona. Para poturlała się po parkiecie. Pani zaprezentowała wszystkim majtochy, pan poobijał się lekko. Kolumna przewróciła się z hukiem.


Konsternacja. Wyciszenie muzyki. Para nieskładnie zbierała się do pionu. Ja postawiłem przewróconą kolumnę. Pijacki rausz zamortyzował ból tancerzy. Ból kolumny słychać było w postaci głośnego buczenia.
Szybka decyzja. Zapraszam PM i pijanych tancerzy do mnie. Młodzi w czasie tej akcji nie byli na parkiecie więc lekko zdziwieni pytali o co chodzi. Wyjaśniłem sytuację. Młoda zdenerwowała się mocno. Winowajcy zamroczeni alkoholem nie mogli nadążyć za potokiem słów dyskusji. Zdążyli jedynie wymamrotać: "A kto to widział, że to my"? Ciśnienie skoczyło mi niebezpiecznie wysoko. Ten tekst zapowiadał problemy. I tak też się stało.

Para Młoda wzięła tylko część odpowiedzialności za pijanych gości. Zaledwie połowa kosztów naprawy została przez nich poniesiona, mimo, że zagrałem w otwarte karty przedstawiając rachunek. Od tego czasu jednym z punktów umowy jest zapis o odpowiedzialności zleceniodawcy/ów za zniszczenie sprzętu z winy bawiących się gości. Inna sprawa jak byłoby z egzekwowaniem tego zapisu w praktyce. Na szczęście nie było dotąd takiej potrzeby.

DJ Bydgoszcz

poniedziałek, 31 marca 2014

D jak wszystkie dzieci nasze są.

W poprzednim poście literka ć zaliczyła tzw. wejście smoka. Dla złagodzenie nastroju sponsorem kolejnego wpisu będzie d. Dzieci to najbardziej wymagająca publiczność podczas granych przeze mnie imprez. Wpatrzona w prowadzącego. Gdy ja stoję zza konsoletą, one stoją. Gdy ja podnoszę ręce, one za mną. Nie ma lipy. Pełne zaangażowania od pierwszych rytmów. Interakcja non stop. Publiczność wymagająca, potrafiąca jednocześnie docenić starania, odwzajemniając się radosną zabawą.

Gram sporo balów karnawałowych w przedszkolach. Zaczynają się po śniadaniu około godziny 9. Jestem na miejscu około 8. Następnie standardowe noszenie i rozstawiania sprzętu. Wokoło swojski zapach zupy mlecznej i wszechobecne spojrzenia ciekawych dzieci. Wyczuwa się oczekiwanie i ogromne emocje. Niektóre nie spały tej nocy w oczekiwaniu na bal. Ruszamy z "Witajcie w naszej bajce". Na początku onieśmielone widokiem przebranego faceta (przebranie na balu to rzecz oczywista, niestety nie dla wszystkich, szczególnie tych leniwych pań przedszkolanek), onieśmielone też światełkami i głośniejszą niż zwykle muzyką. Chwilkę zawstydzenia przełamują największe hity rzucone celowo na początek balu, na rozkręcenie dzieciaków. Z głośników "Boogie woogie", "My jesteśmy krasnoludki", "Kaczuszki". Dzieci są już kupione, panie również! Obawa, ze przyjedzie dj z Bydgoszczy i będzie grał tylko hity dorosłych mija jak za dotykiem czarodziejskiej różdżki. Potem Panie, coraz bardziej zmęczone, nie mają już tak wesołych min. Dzieci szaleją ze mną przy kolejnych utworach. Świadomy zbliżającej się przerwy (dzieci odpoczywają po około 1 godzinie zabawy), rzucam ich ulubione piosenki, przeboje dorosłych. Karnawał 2014 to "Bałkanica" i "My Słowianie". Tańczymy wspólnie. Wciągamy personel do zabawy. Tańczy Pani Jadzia, kucharka w białym fartuchu, która pachnie kuchnią. Tańczy Pani Dyrektor, której czerwone korale skaczą radośnie na obfitym biuście. Słowianki dają radę! Dzieci piszczą z zachwytu, ja wycieram pot spod peruki. Ufff, chwila przerwy. Dla dzieci soczek i coś słodkiego. Panie oblane rumieńcem zmęczenia uśmiechają się serdecznie. Ja obmyślam plan na mocne uderzenie po przerwie. A po przerwie już nie jest tak łatwo, więc żeby jeszcze raz rozbujać moich milusińskich, wdrażam niecny plan. Słowo klucz - niespodzianka. Lubicie niespodzianki? - kieruję pytanie w kierunku setki dzieci. Głośne taaaaaaak!!! Teraz gwóźdź programu. Do boju rusza wytwornica baniek mydlanych. Szaleństwo na sali, dzieci przepychają się jeden przez drugiego. Z głośników spasowana do sytuacji piosenka Gummi Miś - "Bańkę łap". Na dokładkę jeszcze Weekend i Boys. Dzieci  na szczęście są wolne od uprzedzeń do stylów i wykonawców. Znają teksty, naśladują w tańcu. Maluchy ze zmęczenia padają jak muchy. Starszaki jeszcze u kresu sił tańczą "Macarenę". Po 2 godzinach wszyscy mamy dość. "Jedzie pociąg" szybko porządkuje sytuację, zbierając dzieci w grupy. "Do widzenia, do miłego zobaczenia", na zakończenie machamy do siebie łapkami. Nagle z pociągu urywa się jeden z wagoników. Dziewczynka przebrana za motylka podbiega do mojego stanowiska i czułym, dziecięcym uściskiem wyraża swoje podziękowanie. Panie patrzą zdziwione, mi łzy napływają do oczu.
Nieważne zmęczenie, nie dospana noc, bo: "Gdy śmieje się dziecko, śmieje się cały świat", jak mawiał Janusz Korczak. Wracam zmęczony, ale szczęśliwy.



DJ Bydgoszcz

PS. A z czasem miły wpis na Facebooku, po którym chce się działać ze zdwojoną siłą, cytuję: "Serdecznie Witam.Panie Krzysztofie widziałem zabawę karnawałową poprowadzoną przez Pana w Przedszkolu w Sępólnie Kr. Akurat byłem po siostrzeńca. Jestem pod wielkim wrażeniem. Gratuluje charyzmy repertuaru i sztuki zabawiania najmłodszych uczestników balu Pozdrawiam".



czwartek, 27 marca 2014

Ć jak ćpuny na imprezach.

Niespodziewanie ć załapało się na bloga. Miało być przejście do d, ale udało się znaleźć koncept na ten wpis.

Używką powszechnie kojarzoną z imprezami jest alkohol. (chyba trzeba jeszcze dopisać kolejny post na a :).  Wiadomo leje się trunków wszelakiej maści co niemiara. Jednak coraz częściej ludzie płyną na innej fali. Palą, wciągają, wcierają, połykają itp. Słaby jestem w tym temacie więc w szczegóły nie będę wchodził. Powiem tyle, zza konsolety na trzeźwo, widać sporo ciekawych rzeczy. Na początku towarzystwo najczęściej wyprostowane, wyprasowane. Dopiero pod koniec imprezy wychodzi szydło z worka, a raczej słoma z butów.

Taki, niemalże stóg siana, przerabiałem dwukrotnie. Choć mogę się mylić, jako teoretyk. Dwie, z prowadzonych przeze mnie imprez, płynęły na innej fali. Pisząc dosadnie jęzory i cyce na wierzchu. Obserwując na trzeźwo, to w ogóle dwa światy. Towarzystwo w amoku bitowym albo gitarowym, a ja stoję jak leszczyk i uśmiecham się sztucznie. Z lekką obawą, w którą to stronę pójdzie. Czy w agresję, tudzież rozpierduchę? Czy może w taneczy trans nie groźny dla dj Dzięki mojej, nazwijmy to elastyczności, szło w trans.  Niesamowite rzeczy dzieją się z ludźmi. Alko inaczej jakoś wkręca, ale może się nie znam. I nie, że reakcje po dragsach są gorsze, a po alko lepsze. Są inne. Te po alko, przez swoją częstotliwość, były dotkliwsze. Uciążliwe i upierdliwe.

Dla dja, wodzireja prowadzącego imprezy  najbardziej stresowe są reakcje skrajne. Na przykład, "weź kurwa zagraj szaloną, teraz kurwa" i browar w kuflu nad konsoletą. Toleruję wypitych i wkręconych różnej maści, nie toleruję chamów.

wtorek, 25 marca 2014

C jak niepożądana cisza

Polskie przysłowie głosi: "Cudnie, kiedy gra, a kiedy przestanie, jeszcze cudniej". Cisza jednak to niepożądany stan w mojej profesji. Sytuacja, w której imprezowicze mają wrażenie, że coś jest nie tak. Moje skojarzenie dotyczące ciszy na imprezach, przyprawiają o ciarki i nie miłe wspomnienia.

Przenieśmy się przez chwilę na najbardziej prestiżową imprezę roku, Bal Sylwestrowy. "Czemu tu kurwa nic nie gra?" - złowrogo zagrzmiał głos kelnera. Zapadła niezręczna cisza. W rzeczywistości nastąpiła awaria sprzętowa. Zawiesił się komputer, a właściwie program do miksowania muzyki. Z racji, że były to początki mojego grania, a impreza prestiżowa, zrobiło się nerwowo. Skronie oblał pot, ręce zaczęły dygotać. Nieco spokoju wniósł głos żony. "Uspokój się, odpal jeszcze raz". Maszyna ruszyła, miliony lat świetlnych zajęło jej wyświetlenie ekranu startowego. System załadował się, program odpalił, z głośników zaczęła sączyć się muzyka. Ufff, byłem cały mokry. Na szczęście dla mnie, goście raczyli się ofertą kulinarną.

Kolejne wspomnienie niepożądanej ciszy to sytuacja mająca miejsce na jednej z imprez firmowych. Musiało być to bardzo dawno temu ponieważ sprzęt, który zawiódł był z tych początkowych. Sytuacja jeszcze bardziej nerwowa. Trwa zabawa, super atmosfera. Goście tanecznie rozpędzają się w greckiej Zorbie. Charakterystyczny taniec, gwizdy, okrzyki, towarzystwo już mocno napite. A tu nagle ...cisza. Z sali głośne uuuuuu. Szybka acz nerwowa analiza sytuacji. Prąd jest, ale wzmacniacz przełączył się sam w stan czuwania. Szybkie naciśnięcie power. Zabawa trwa dalej. Mija 30 sek, pyk i cisza. Konsternacja i zakłopotanie. DJ wodzirej w tarapatach. Przymusowa przerwa w zabawie. Niezadowolenie gości i co teraz. Sytuację uratował stary poczciwy wzmacniacz Forte 101s. Nigdy nie używana rezerwa, stary klocek "udźwignął imprezę".

Kilkanaście lat w branży świadomy przypadków losowych, przezorny zawsze ubezpieczony. Duża rezerwa czasu i zapasowy sprzęt na pokładzie. Święty spokój bezcenny!

DJ Bydgoszcz

środa, 19 marca 2014

B jak Boney M.


Skojarzenie B z Boney M. było dla mnie oczywiste jak słońce. Pierwsze spotkanie z ich piosenkami przywołują magnetofon szpulowy Zk 120. Szarobure czasy schyłku komuny, a z głośników tęcza muzycznych doznań. (dzięki Mamo/Tato)

Ta powstała w 1975 roku grupa stanowi podstawowy element mojego repertuaru. Myślę, że z kilkuset zagranych imprez, na palcach jednej ręki można by wyliczyć te, na których nie pojawił się żaden utwór tego zespołu. Boney M. to fenomen tanecznej muzyki, ponadczasowy "zapełniacz parkietu" imprez okolicznościowych. Grupa uwielbiana przez starszych i tolerowana przez młodszych. Oprócz największych hitów "Brown girl in the ring", "Rivers of Babylon", do moich ulubionych należą "Gotta go home", "Hooray hooray" i "Rasputin". Mógłbym tutaj wymienić więcej, ale pojawił się tylko absolutny top.

Boney M. to prostota kompozycji, taneczne i melodyjne piosenki. Pierwsze rytmy utworów wprawiają w dobry nastrój i zachęcają do tańca. Melodyka piosenek jest przyjemna i powtarzalna, przez co  łatwo wpadają w pamięć. Do tego stopnia, że "siedzą" w głowie cały dzień. Do tego stopnia, że inni wykonawcy tego stylu tacy jak np. Ottawan czy Saragossa Band i ich fajne kompozycje, często wrzucaone są do jednego worka o nazwie Boney M. Pan zagra "Hands up" tych Boney M :)
Boney M. to też rozpoznawalny image, energetyczne popisy wokalisty Bobby Farrella (zm. 2010). O dziwo to zespół z Niemiec. (Adi przewraca się w grobie).  Pierwszy zachodni zespół zaproszony do ZSRR.  Grupa, która muzykę dance łączyła z zaangażowanymi tekstami ("Belfast" "Ma Baker"). "Rasputin" został nawet usunięty z retransmisji ich koncertu w Sopocie, jako utwór godzący w dumę i cześć Rosjan.

Jeśli chodzi o jakieś ciekawe sytuacje związane z tym zespołem podczas mojej pracy to przychodzi na myśl jedna. Otóż jeden z uczestników wesela zagiął mnie z repertuaru Boney M.. Zapytał czy znam "Going back west"? Nie pamiętam wielu ważniejszych i ciekawszych wydarzeń z imprez, to zostało.  Pozdrawiam z tego miejsca, Panie Kazimierzu B. Polecam wszystkim utwory Boney M. jako świetne antidotum na stany depresyjno -  melancholijne. U mnie płyta "Gold" stoi na półce wśród ulubionych szarpidrutów.



Ą jak towarzystwo ą ę


Sponsorem kolejnego postu niespodziewanie stała się literka Ą. Przy współudziale literki Ę tworzy duet określający nieco szerszy zbiór ludzi - towarzystwo ĄĘ. Taka publika na sali to zapowiedź niezwykle ciężkiej pracy dla prowadzącego.


To było wesele w Bydgoszczy DJ za konsoletą. Lokal z tych, z wyższej półki. Panowie pod muszką, panie jak milion dolarów. Poważne miny, zalotne gesty. Piórko w dupę i bociana udawać. "Sto lat" cichutkie. Za to obiad dwugodzinny. Na początek myślę sobie Sinatra może da radę. Na parkiecie pusto. "Acapulco" - grymasy twarzy i ...pusto.Wolne pusto, szybkie pusto. Analiza sytuacji i decyzja, usuwam się na dalszy plan. Muzyka do kotleta, tło dla lansu, obżarstwa i pijaństwa. A na koniec miłe podziękowanie: "Wie pan, oto nam chodziło".


wtorek, 18 marca 2014

A jak: "A kto się w styczniu urodził...", czyli jak Janusz został wodzirejem.

Tytułowy "Wodzirej" odebrał strzała w końcówce filmu. Mój blog dopiero rusza więc wypadało by zachować jakąś chronologię. Pomocny może okazać się tutaj alfabet. Nawiązując do niego, sponsorem dzisiejszego wpisu będzie literka A.

A jak "A kto się w styczniu urodził..." Znana od 87 lat przyśpiewka weselna, która porusza nawet tych wstydliwych. Bo przecież nie trzeba śpiewać, deklamować wierszyków, tudzież opowiadać za co kocha się Parę Młodą. Wystarczy podnieść cztery litery w odpowiadającym urodzeniu miesiącu wznosząc toast. Co ciekawe podręczniki savoir vivre podpowiadają, że za toast spełniony, uważa się podniesienie szklanki, kieliszka o dowolnej zawartości, nawet bez następującej po tym konsumpcji. 

Wracając do przyśpiewki. Odgrywam ją w takim momencie imprezy (najczęściej wesela) gdy towarzystwo jest już "gotowe do drogi". Panom wychodzi koszula ze spodni, a część Pań tańczy w płaskich butach. Z sali płyną pierwsze podśpiewywania wujka z wąsem i spoconej cioci. Wtedy to odpalam znany podkład muzyczny 7:02 i lecimy po kolei. (w tym momencie dziękuję internetom za podkład).

Podczas tej biesiady bywa że na sali pojawi się jakiś kozak, co koniecznie chce pokazać jakim to gierojem jest. I nieważne czy to Bydgoszcz czy Toruń dj schodzi na plan dalszy. Przez dwanaście miesięcy w centrum jest on. Wali dwanaście kielichów pod rząd ciesząc swoją facjatę, wzbudzając przy tym skrajne emocje pozostałych gości. Jedni z podziwem, myślą/ mówią: "swój chłop", "ale kozak". Inni, ci często, bliżej spokrewnieni: "Janusz daj spokój" itp.



No i taki Janusz (wybór imienia przypadkowy)  staje w centrum wydarzeń na te 7 minut i 2 sekundy by potem w krótkim czasie zakończyć swój udział w imprezie.

Kesz Fortos


poniedziałek, 17 marca 2014

W drugim, o tym, jak wodzirej dostał w ryja.


Nie wiem czy kojarzycie, ale Stuhr dostał w ryja. W sensie grając Lutka Danielaka, tytułowego wodzireja, otrzymał strzała. Wertując historię moich wojaży, na myśl przychodzi mi kilka ekstremalnych sytuacji. Przekierowanie wspomnień przenosi mnie do Malborka.

Wybrał się tam, ówcześnie młody jeszcze dj weselny z miasta Bydgoszcz. Nieświadomy kontaktu z wrogiem, przemierzał te ponad 100 km, w nadziei na zacną ucztę. Uczta byłą rzeczywiście zacna, Gospodarze mili. Jednak jeden z biesiadników był niekontent Uczestnik biesiady wybrał się do mojego stanowiska dowodzenia w celu wyjawienia mi tego stanu. Uczynił jednak to w sposób bełkotliwy czym wzbudził mój uśmiech. Okazało się, że do śmiechu było tylko jednej osobie. Jegomość w wieku średnim zbliżył lico do mego lica, po czym strzelił mnie lekko z tzw. bańki. Ku swojemu i jego zdziwieniu, reakcja nie polegała na moim zwrotnym strzeleniu z bańki, a na wyciszeniu muzyki, co wzbudziło konsternację gości bawiących się na parkiecie. "Uuuuuuu" rozległo się z sali. Chwila zamieszania zainteresowała Parę Młodą. Gospodarze wieczoru po krótkiej konsultacji z djem oznajmili gościowi, potocznym "wypierdalaj", że ma pospiesznie opuścić biesiadę. A po północy "krzyżackie miasto" obiegło głośne "Niech żyje bal" pozostałych uczestników tego wesela.


Kesz Fortos.

W pierwszym poście nie będzie ani słowa o seksie.

Witam wszystkich odwiedzających.

Na początek krótki konkurs. 
Z jakiego polskiego filmu pochodzi ten cytat: "Laj lala laj, laj lala laj"?
Odpowiedź brzmi? 
To ten z Jerzym Stuhrem? Dokładnie, to właśnie ten.

"Wodzirej" to historia niejakiego Lutka Danielaka, konfenansjera prowadzącego imprezy okolicznościowe, który za wszelką cenę chce poprowadzić prestiżowy bal. 

Ja z kolei postaram się Was zainteresować tym, jak to wygląda od strony konsolety :)
Będzie więc pikantnie, zabawnie, czasem nawet groźnie. Trzynaście lat na rynku prowadzenia imprez okolicznościowych, pełne różnych zabawnych i niezabawnym sytuacji. A więc "Let's get this party started"!

Kesz Fortos