wtorek, 18 marca 2014

A jak: "A kto się w styczniu urodził...", czyli jak Janusz został wodzirejem.

Tytułowy "Wodzirej" odebrał strzała w końcówce filmu. Mój blog dopiero rusza więc wypadało by zachować jakąś chronologię. Pomocny może okazać się tutaj alfabet. Nawiązując do niego, sponsorem dzisiejszego wpisu będzie literka A.

A jak "A kto się w styczniu urodził..." Znana od 87 lat przyśpiewka weselna, która porusza nawet tych wstydliwych. Bo przecież nie trzeba śpiewać, deklamować wierszyków, tudzież opowiadać za co kocha się Parę Młodą. Wystarczy podnieść cztery litery w odpowiadającym urodzeniu miesiącu wznosząc toast. Co ciekawe podręczniki savoir vivre podpowiadają, że za toast spełniony, uważa się podniesienie szklanki, kieliszka o dowolnej zawartości, nawet bez następującej po tym konsumpcji. 

Wracając do przyśpiewki. Odgrywam ją w takim momencie imprezy (najczęściej wesela) gdy towarzystwo jest już "gotowe do drogi". Panom wychodzi koszula ze spodni, a część Pań tańczy w płaskich butach. Z sali płyną pierwsze podśpiewywania wujka z wąsem i spoconej cioci. Wtedy to odpalam znany podkład muzyczny 7:02 i lecimy po kolei. (w tym momencie dziękuję internetom za podkład).

Podczas tej biesiady bywa że na sali pojawi się jakiś kozak, co koniecznie chce pokazać jakim to gierojem jest. I nieważne czy to Bydgoszcz czy Toruń dj schodzi na plan dalszy. Przez dwanaście miesięcy w centrum jest on. Wali dwanaście kielichów pod rząd ciesząc swoją facjatę, wzbudzając przy tym skrajne emocje pozostałych gości. Jedni z podziwem, myślą/ mówią: "swój chłop", "ale kozak". Inni, ci często, bliżej spokrewnieni: "Janusz daj spokój" itp.



No i taki Janusz (wybór imienia przypadkowy)  staje w centrum wydarzeń na te 7 minut i 2 sekundy by potem w krótkim czasie zakończyć swój udział w imprezie.

Kesz Fortos


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz